środa, 30 września 2015

O szyciu słów kilka

Tak jak zapowiadałam, tak uczyniłam. Trzy tygodnie temu do naszych drzwi zapukał kurier. Pan na oko po 60-tce musiał tachać przesyłkę dla nas aż na 6 kondygnację. Odbierając wielką, ciężką pakę ze Smoczkiem na rękach w głowie kłębiło mi się milion myśli. Czy dam radę? Jak ja to uruchomię? Czy nie porywam się z motyką na słońce?  Ja z moim wrodzonym "sierotomarysizmem".  Po rozłożeniu na części pierwsze pudła, opakowania.. i posmakowanie kartonu przez Olivka(bo przecież trzeba sprawdzić czy to nie jakieś smakołyki).. naszym oczom ukazała się nasza nowa lokatorka... MASZYNA DO SZYCIA! (Wyprzedając pytania o model :Janome Juno E1015).

Zawsze lubiłam "wyżyć" się artystycznie. Pisać wiersze, malować.., ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że szycie to nie moja bajka. No cóż, jak to moja babcia zawsze mówiła: "Każda prawdziwa kobieta, powinna mieć  maszynę i dla męża dziury w spodniach zaszywać." Więc w końcu przyszedł czas i na mnie...

Jestem człowiekiem z natury narwanym i upartym jak osioł, dążącym do celu na wszelkie sposoby. Także przed pierwszym "spotkaniem" z moją nową koleżanką przetrzepałam pół internetu, zasięgnęłam porad kilku mądrzejszych i bardziej doświadczonych kobiet (Dziękuję zwłaszcza Madzi i zapraszam Was na jej bloga TUTAJ, na którym znajdziecie mnóstwo pięknych rzeczy i inspiracji"handmade"). Instrukcję przeczytałam cztery razy, z czego raz od tyłu :D.

Pierwsze nasze "randez vous" z maszyną okazało się "miłością od pierwszego zszycia" :D. Kilka razy nitkę poplątałam, trzy igły złamałam, gdzie niegdzie troszkę rozregulowałam, ale w efekcie końcowym z maszyną się dogadałam i pakt zawarłam, że od dnia tamtejszego będziemy współpracować na linii KOBIETA - MASZYNA. Spod "naszej" igły.. zaczną wychodzić rzeczy typowo "dzieciowe". Dlaczego? Chyba nie muszę odpowiadać, kto jest moją największą inspiracją? Oczywiście nasz Olivier Smokowaty Smoczek Najsmoczniejszy :).

Po dłuższej chwili zastanowienia, przedyskutowania z tym i tamtym, tego i owego... zabrałam się za tworzenie pierwszego własne wykroju nowego przyjaciela naszego synka. Po czym przeniosłam go na materiał, który razem z Janomką (maszyną) zszyłyśmy... Następne kilka wieczorów spędziłam na wypychaniu, ubieraniu i dopieszczaniu naszego Królinka :D. Jak na pierwsze szycie, uważam współpracę z naszą maszyną za bardzo owocną.

A wiecie co tak naprawdę jest najpiękniejsze? Uśmiech Smoka, który tak polubił Królinka, że ciąga go ze sobą wszędzie :). Na śniadanie, do zabawy i do spania. Z rana, wieczora i w nocy. Tak naprawdę cały ten proces szycia jest bardzo inspirujący. Tworzymy  "coś" z "niczego". A jeśli dodatkowo komuś się to podoba (zwłaszcza osobie, dla której skierowana jest dana rzecz) to uskrzydla i zachęca do dalszej pracy.

A oto i Królinek. Pierwszy i z całą pewnością nie ostatni.
W naszym domowym szyciowym zakątku powstaje teraz Pani Królinka, dla bardzo, bardzo ważnej osóbki. Mam nadzieję, że również i dla niej Królinka będzie wyjątkową maskotkę.

Jeśli macie jakieś uwagi, pytania, albo po prostu chcecie zostawić po sobie jakiś ślad, będzie mi (jak i reszcie naszej rodzinki) bardzo miło,


















2 komentarze:

  1. Zachęciłaś mnie do uszycia maskotki dla mojej córci. Piękny ten Twój królik 🐰

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachęciłaś mnie do uszycia maskotki dla mojej córci. Piękny ten Twój królik 🐰

    OdpowiedzUsuń