czwartek, 31 lipca 2014

3 tygodnie wielkich radości.

To niewiarygodne! Mamy już 3 tygodnie. Mama i tata nie mogą się nadziwić jak ten czas szybko zleciał. Jeszcze niedawno cieszyliśmy się z każdego kopniaka w brzuszku a teraz mamy naszego Smoczka z nami. Totalnie nakręciliśmy się na to rodzicielstwo.Miłość, miłość, wielka miłość. Ba! Łatwo nie jest, ale ile radości daje taka mała istotka, która codziennie pokazuje nam coś nowego.

Olivier przybrał na wadze już ponad 0,5kg. Ale co się dziwić.. powinien mieć wytatuowane na piersi: "Cyca i pacierza nigdy nie odmawiam". Potrafi jeść, jeść i jeść. Ale uwielbiamy karmienie piersią, więc nie ma problemu.  Jest wielkim miłośnikiem przytulanek i głaskania. Jest silny, podnosi już główkę leżąc na brzuszku. Wodzi oczkami za mamą, tatą, zabawkami. Nie lubi głośnych dźwięków, przykrywania kocykiem i swojego łóżeczka. Śpi z nami i muszę się przyznać, że dobrze mi z tym. Ja jako przewrażliwiona rodzicielka muszę mieć swoje dziecko w zasięgu wzroku. Gorzej, że mały uwielbia spać przytulony do mnie, co zwykle kończy się tym, że oboje z Bartkiem śpimy w dziwnych pozycjach. No cóż, ale jeśli moje dziecko potrzebuje bliskości, to właśnie to zamierzam mu zapewnić.

Trądzik noworodkowy nas dopadł znienacka. I teraz Smoczek wygląda bardziej jak biedroneczka. Pani pediatra uspokoiła nas jednak - to nie swędzi, nie przeszkadza i zniknie samoistnie. No więc nie pozostało nam nic innego jak czekać. Dalej mały ma żółtaczkę, ale podobno może utrzymywać się nawet do końca drugiego miesiąca jego życia. 13 sierpnia mamy wizytę u lekarza od bioderek, a 26 sierpnia czeka nas szczepienie (słyszałam, że można poprosić lekarza o receptę na krem, który znieczuli miejsce szczepienia).

Oprócz tego wszystkiego wyżej wymienionego moje dziecię rośnie jak na drożdżach. Nosi ubranka w rozmiarze 62.. lub te na 3 msc. dziecko i niektóre z nich są już za małe.




sobota, 19 lipca 2014

Pierwszy tydzień w domu.

Korzystając z okazji, że Olivier zasnął stwierdziłam, że napiszę kilka słów o tych pierwszych dniach w domu.

Mały ma już10 dni. Nawet nie wiem kiedy to zleciało? Pierwsze dni po porodzie były pięknym wyzwaniem i tak naprawdę wtedy zrozumiałam,  że nie jestem już tylko córką moich rodziców,  narzeczoną mojego Bartka, ale teraz jestem mamą mojego synka.

Powoli uczymy się siebie nawzajem. Wszystko jest nowe. Pierwsza zmiana pieluszki, pierwsza kąpiel,  pierwszy spacer, pierwsze obsiusianie mamy itp. Ciągle coś nowego. To takie magiczne, że taki szkrab codziennie czymś nas zaskakuje. Zauważyłam, że wodzi oczkami gdy przy karmieniu piersią ruszam głową w prawo i w lewo.  jest też straszną przytulanką, najchętniej spałby na mamie lub tacie, ewrntualnie na łóżku rodziców... spanie w łóżeczku odpada. Nawet pozbyliśmy się jednego boku w łóżeczku i dostawiliśmy je do łóżka, ale to nic nie dało.  Myślę,  że to kwestia przyzwyczajenia - położona po porodzie od razu położyła Oliego w moim łóżku, a że było nam dobrze nie narzekaliśmy ani trochę i tak oto się stało,  że nasz maly robaczek zajmuje większą część naszego łóżka :)




czwartek, 17 lipca 2014

Już jestem na świecie! - czyli o tym jak nasz smoczek się wykluł :)

Niespodziewanie 8 lipca około godziny 14 podczas robienia obiadu złapał mnie dziwny ból w plecach. Zaczęłam się śmiać, że muszę chociaż obiad zjeść, bo może to już. Trochę się zdziwiłam, bo kończąc jeść pomidorówkę miałam już skurcze co 5 min. Poczekaliśmy jeszcze 2 godziny, skurcze pojawiały się już co 3-4 minuty, ale były bardzo krótkie 25-30s. Zadzwoniliśmy na porodówkę, kazali przyjechać. Po godzinie 17 byliśmy już w szpitalu - zbadali mnie, kazali jeszcze wrócić do domu, wziąć prysznic i czekamy na rozwarcie i silniejsze skurcze. A więc wróciliśmy do domu, wzięłam godzinny prysznic i wróciliśmy. Jednak poród nie postępował, więc zatrzymali mnie na noc w szpitalu - elektrostymulatory, leki przeciwbólowe - nic nie działało.

Nad ranem 9 lipca już miałam dość wszystkiego i wszystkich, ale dzielnie chodziłam, spacerowałam i czekałam aż Smoczek w końcu zdecyduje się wyjść. Skurcze powoli się wydłużały i nasilały, tak więc koło godziny 19 usłyszeliśmy - jest rozwarcie 4 cm! Będziemy rodzić. Uff. Odetchnęłam z ulgą, Bartek przyjechał i razem pojechaliśmy na porodówkę, gdzie już czekała na nas położna i anestezjolog.

W sumie bardziej od porodu bałam się znieczulenia zewnątrzoponowego (wbija się igłę w kręgosłup i poprzez cewnik aplikuje się znieczulenie). Błoga ulga nadeszła szybko, a razem z tym zanikły skurcze, więc położna zdecydowała się podać kroplówkę z oksytocyną (wywołującą skurcze) i zrobiła mi masaż szyjki macicy - na szczęście nic nie czułam. Zainteresowanych odsyłam tu - http://www.ciazowy.pl/artykul,masaz-szyjki-macicy,2085,1.html . Gdy zaczęłam odczuwać lekkie skurcze dostałam piłkę i tak sobie ćwiczyłam, znieczulona... aż pojawiły się bóle parte.

W zasadzie to słabo je pamiętam, wiem jedynie tyle, że odpływałam w momencie, gdy skurcz odchodził, Bartek mówił do mnie "ODDYCHAJ" to oddychałam :) Co chwila pytałam położną "CZY JUŻ MOGĘ PRZEĆ?! ILE JESZCZE CZASU 20 MIN , GODZINA?" haha, teraz to wydaje mi się dość zabawne, wtedy jednak byłam całkiem poważna. Nie mam pojęcia ile trwała ostatnia faza porodu,ale powiem wam, że minął tydzień i ja już nie pamiętam co to za ból .. Jedyne co pamiętam to to, jak położna kładzie mi na brzuszku mojego synka, który krzyczy i od tego momentu.. ogarnęła mnie WIELKA, PRAWDZIWA, NAJSZCZERSZA miłość jaką można podarować drugiemu człowiekowi.

A oto właśnie Olivier. Urodził się z wagą 3,650kg, mierzy 57cm i jest przeuroczy. Tak właśnie wykluł się nasz smoczek i podbił moje serce. Ma już tydzień i nasz dzień wygląda przeważnie tak, że wstajemy o 6... i jemy, śpimy, jemy, śpimy, zmiana pieluszki [...], kąpiel, koło 22 jemy, śpimy, dwie pobudki w nocy, zmiana pieluszki.. i tak do 6 :). Póki co uczymy się siebie nawzajem. Codziennie wyczekujemy czegoś nowego. A to uśmiech przez sen, a to czkawka..




niedziela, 6 lipca 2014

Smokuuuu kiedy w końcu się wyklujesz!?

A więc termin z miesiączki, już dawno minął - 2.07, a termin z usg minie - 9.07. Czekamy, grzecznie chodzimy na KTG i zastanawiamy się, kiedy w końcu nasz maluch powiększy naszą rodzinkę. Dziś odszedł nam czop śluzowy, ale nie będę dokładnie opisywać co, jak i gdzie,bo wiadomo, że nie każdego to interesuje, inny by się przestraszył, a jak ktoś ma ochotę wystarczy wpisać w google. Podobno od odejścia wyżej wymienionego czopa do porodu zostało niewiele - mogą to być godziny, ale zdarza się, że trzeba poczekać jeszcze tydzień. Ja już czuje skurcze przepowiadające w dolnym odcinku kręgosłupa i z przodu w podbrzuszu. Póki co - da radę wytrzymać, ale czasami jak złapie, to nie wiem czy leżeć, czy siedzieć, czy może pobiegać? :). Zastanawiam się jak ja rozpoznam, że TE skurcze to już PORÓD. Nie mam zielonego pojęcia czy zawsze boli bardzo mocno, a może jedne kobiety lepiej znoszą skurcze, a inne gorzej? Czy będę krzyczeć? Dużo pytań kotłuje mi się w głowie, mój pęcherz jest ściśnięty jak naleśnik, nogi puchną... a jednak śmiać mi się chce, że ta ciąża tak szybko minęła, a przyniosła nam tyle radości. Mój brzuch jest jak napompowany wielki balon, który lada chwila może pęknąć. Zmierzyliśmy go, i co? Mamy już 105 cm w obwodzie haha, to więcej niż bym się spodziewała:).



Wczoraj Bartek złożył wózek i teraz możemy już pochwalić się naszą bryką. Wybraliśmy model El Jot Carmen 2 w 1. Bardzo zależało mi na dużej gondoli, wózek jest niesamowicie zwrotny, ma świetną amortyzację, pompowane koła, mocowania na skórzanych paskach, pojemny kosz na zakupy i na dodatek ładnie wygląda. Co prawda nie należy do najlżejszych - 12kg, jednak będziemy trzymać go w niskiej piwnicy, więc nie będzie tragedii. Oczywiście wózek kupiliśmy używany, bo wychodzimy z założenia, że coś z drugiego sortu nie znaczy, że jest gorsze. Także narazie wszystkim polecam. Naszą bryką jeździłam już po bruku z kamienia i domowych panelach - póki co spisuje się świetnie! :)


piątek, 4 lipca 2014

Oczekiwań ciąg dalszy.


A więc dziś mieliśmy kolejne KTG. Równo o 12 stawiliśmy się w naszym szpitalu, by odbyć badanie. W zasadzie to je lubię i to bardzo, bo czy jest coś lepszego niż słuchanie serduszka swojej pociechy? Jednak po przybyciu musieliśmy chwilkę poczekać bo aparat był zajęty, więc po prostu czekając przysłuchiwaliśmy się rozmowie kobiety (tak na oko w 6 msc. ciąży) z położną. Ogólnie kobieta przyszła po to, żeby zapytać czy jeśli przyjdzie ze skierowaniem od psychologa to czy zrobią jej cesarkę. Położna jej tłumaczy, że oczywiście,ale .. i tu wymienia, że są sposoby łagodzenia bólu, że nikt nie zostawia rodzącej samej, że jest indywidualne podejście do pacjenta. Jednak kobieta dalej kręciła nosem, więc położna zaczęła jej znowu tłumaczyć, że przecież jak będzie potrzeba to i tak i tak zrobi się tą cesarkę, że kobiety bez przeciwwskazań mogą rodzić naturalnie, a poród to żadna trauma, oczywiście nic jej nie zarzucała tylko udzielała skrupulatnych informacji. I na końcu wytłumaczyła jej, że przecież to operacja, taka jak każda inna niesie za sobą pewne ryzyko, mogą wystąpić powikłania, ciężej wstaje się do maleństwa itp Co się na końcu okazało dziewczyna tyle się w internecie naczytała jak to poród boli, jak to krocze wygląda po porodzie, jak to partner nie chce uprawiać seksu ze swoją kobietą itp, że po prostu się wystraszyła i teraz woli operację od naturalnego rozwiązania. Muszę przyznać, że ja też dużo czytam -poradniki, internet, fora. Jednak uważam, że do wszystkiego trzeba podejść z dystansem i mieć własny rozum, a nie ślepo czytać wszystkie bzdury wypisywane na stronach internetowych. A tak oto właśnie ja i mój smoczy brzuch wylegiwaliśmy się przez dobre pół godziny wsłuchując się w bicie serduszka. Mój Bartek nawet zaczął beatboxować do jego rytmu:).



Wszyscy na około głośno mówią o tym, że kobiety w ciąży powinny się zdrowo odżywiać. Ja przyznam się, że całą ciążę nie odmawiałam sobie lodów i ogórków małosolnych. Och mogę jeść je kilogramami, co prawda nie łącze ich ze sobą, jednak jedne i drugie smakują mi tak samo. Jednak mój bilans kilogramów na plus to +11kg. Myślę, że nie ma tragedii, chociaż czuję się jak niedźwiedź polarny z wielkim brzuuuchem. Co śmieszniejsze mój Bartek nie pozostał gorszy i syndrom "ciąży" u niego również wystąpił - co prawda mdłości nie miał, ale ponad +11kg na plusie. Zresztą cóż się dziwić musi nabrać sił, bo zaraz, za chwilkę będzie nasz SMOK, który wywróci nasze życie do góry nogami. A więc dla przyszłych mam  i dla aktualnych mamuś na zregenerwowanie sił polecam koktajl bananowo, truskawkowo , ananasowy. Mniam!


czwartek, 3 lipca 2014

Przygotowania, przygotowania i jeszcze więcej przygotowań.

Wszystko dopięte na ostatni guzik. Ubranka smoka przygotowane - uprane, uprasowane i złożone do szafy, tak samo jak reszta rzeczy - kosmetyki, wanienka przewijak, pieluchy tetrowe i flanelowe. Fotelik już czeka na przymocowanie do siedzenia, wózek wystarczy jedynie wyjąć ze strychu. Awaryjne butelki i smoczki też mamy. Torby do szpitala spakowane, czekają na wyjazd, numery telefonów zapisane - w końcu kto będzie pamiętał komu wysłać sms-a, gdy dzidzia zacznie się rodzić :).  No i w końcu skręciliśmy łóżeczko! Niby nic, a dopiero po jego złożeniu w pełni czuję się przygotowana na przyjście malucha. Nie wszystko poszło po naszej myśli - miał być baldachim, ale niestety stelaż odkupiony razem z łóżeczkiem okazał się połamany. Jednak w zasadzie, czy jest on nam potrzebny? Wydaje mi się, że nie. 




 Ja jakoś tylko nie mam od dwóch dni siły, ale na szczęście wszystko wcześniej przygotowane, nic nie trzeba robić na ostatnią chwilę. Humorki ciążowe mi dopisują. Raz się śmieje, raz płaczę. Ah te hormony. Wszystkie ciocie i wujkowie już się niecierpliwią i pytają : "Czy to już?" Ale nie, to jeszcze nie pora.  Jutro kolejne KTG i badanie w szpitalu. Tak miło jest słuchać bicia serduszka. Brzuch już mi się obniżył. Śmieję się, że niedługo będę go wozić taczką, ale chyba nie jest tak źle. Teraz już tylko czekamy, a póki co na ulicy podziwiam wszystkie mamusie zasuwające z maluszkami w wózeczkach. 


środa, 2 lipca 2014

Rodzimy czy nie rodzimy? Oto jest pytanie.

Według moich wyliczeń jestem w 39 tyg. ciąży, a według mojego "nieocenionego" lekarza w 40 tyg., ale mogę urodzić w ciągu najbliższych kilku dni, lub w okresie około 2 tyg. od dziś. Także powoli się zaczyna, a w zasadzie czuję, że "TO" się zbliża. To chyba jakaś taka matczyna intuicja. Poród jest blisko, a co się z tym wiąże trochę więcej stresów niż we wcześniejszych etapach ciąży. Czuję się bardzo dobrze, jednak przez mojego lekarza prowadzącego i dzisiejszą wizytę kontrolną prawie popadłam w jakąś depresję "przedoporodową". Nie dość, że przez cały okres ciąży zrobił mi tylko dwie morfologie, to nie potrafi udzielić konkretnych informacji na temat porodu - podał aż 4 terminy - 2.07,9.07,12.07 i 15.07 , zastanawiałam się nawet czy mam sobie jakąś średnią z tego wyliczyć? A dziś na wizycie jeszcze się obraził, że chce rodzić w szpitalu, który mu się nie podoba. Poza tym przez całą ciążę dostaliśmy tylko jedno zdjęcie maleństwa i to w 10 tyg., później stwierdził, że dziecko już jest za duże i aparat go nie obejmie. Usg od 32 tyg. już nie zrobił, bo po co? A jak zapytałam o KTG, to kazał mi lekarza zmienić, bo według niego to zbędne badanie. Nikomu nie polecam, a raczej odradzam z korzystania z usług takich specjalistów od siedmiu boleści.

Jednak koniec końców pojechaliśmy do szpitala, w którym zamierzam rodzić - www.szpital-olsztyn.pl. Szpital znajduje się w lesie, ogólnie nowoczesny, czyściutki, ładnie wyposażony i co najważniejsze - fajna, miła, fachowa obsługa. Dwie kobietki z recepcji wysluchały, zbadały, zrobiły KTG i co najważniejsze uspokoiły mnie i mojego narzeczonego - JESZCZE NIE RODZIMY. Uff. Co prawda rozwarcie na 1,5cm, poród może zacząć się w każdej chwili, ale to jeszcze nie teraz. Tętno dzidziusia w normie no i pojawiły się w końcu skurcze przepowiadające. Kolejne KTG mam za dwa dni, jutro jadę zrobić morfologię i teraz nie pozostaje nic, tylko czekać na naszego małego smoka. Radość, euforia miesza się ze strachem i niepewnością, czy aby na pewno wszystko pójdzie po mojej myśli? Ale nastawiam się pozytywnie! Torby do szpitala spakowane, wszystkie niezbędne rzeczy zakupione, więc spokojnie mogę rodzić nawet dziś.'

Przez całą ciążę wcinam truskawki i moja alergia na nie po prostu zniknęła:). Podobno mają dużo kwasu foliowego, mniam. Korzystam póki jeszcze można je kupić.