czwartek, 17 lipca 2014

Już jestem na świecie! - czyli o tym jak nasz smoczek się wykluł :)

Niespodziewanie 8 lipca około godziny 14 podczas robienia obiadu złapał mnie dziwny ból w plecach. Zaczęłam się śmiać, że muszę chociaż obiad zjeść, bo może to już. Trochę się zdziwiłam, bo kończąc jeść pomidorówkę miałam już skurcze co 5 min. Poczekaliśmy jeszcze 2 godziny, skurcze pojawiały się już co 3-4 minuty, ale były bardzo krótkie 25-30s. Zadzwoniliśmy na porodówkę, kazali przyjechać. Po godzinie 17 byliśmy już w szpitalu - zbadali mnie, kazali jeszcze wrócić do domu, wziąć prysznic i czekamy na rozwarcie i silniejsze skurcze. A więc wróciliśmy do domu, wzięłam godzinny prysznic i wróciliśmy. Jednak poród nie postępował, więc zatrzymali mnie na noc w szpitalu - elektrostymulatory, leki przeciwbólowe - nic nie działało.

Nad ranem 9 lipca już miałam dość wszystkiego i wszystkich, ale dzielnie chodziłam, spacerowałam i czekałam aż Smoczek w końcu zdecyduje się wyjść. Skurcze powoli się wydłużały i nasilały, tak więc koło godziny 19 usłyszeliśmy - jest rozwarcie 4 cm! Będziemy rodzić. Uff. Odetchnęłam z ulgą, Bartek przyjechał i razem pojechaliśmy na porodówkę, gdzie już czekała na nas położna i anestezjolog.

W sumie bardziej od porodu bałam się znieczulenia zewnątrzoponowego (wbija się igłę w kręgosłup i poprzez cewnik aplikuje się znieczulenie). Błoga ulga nadeszła szybko, a razem z tym zanikły skurcze, więc położna zdecydowała się podać kroplówkę z oksytocyną (wywołującą skurcze) i zrobiła mi masaż szyjki macicy - na szczęście nic nie czułam. Zainteresowanych odsyłam tu - http://www.ciazowy.pl/artykul,masaz-szyjki-macicy,2085,1.html . Gdy zaczęłam odczuwać lekkie skurcze dostałam piłkę i tak sobie ćwiczyłam, znieczulona... aż pojawiły się bóle parte.

W zasadzie to słabo je pamiętam, wiem jedynie tyle, że odpływałam w momencie, gdy skurcz odchodził, Bartek mówił do mnie "ODDYCHAJ" to oddychałam :) Co chwila pytałam położną "CZY JUŻ MOGĘ PRZEĆ?! ILE JESZCZE CZASU 20 MIN , GODZINA?" haha, teraz to wydaje mi się dość zabawne, wtedy jednak byłam całkiem poważna. Nie mam pojęcia ile trwała ostatnia faza porodu,ale powiem wam, że minął tydzień i ja już nie pamiętam co to za ból .. Jedyne co pamiętam to to, jak położna kładzie mi na brzuszku mojego synka, który krzyczy i od tego momentu.. ogarnęła mnie WIELKA, PRAWDZIWA, NAJSZCZERSZA miłość jaką można podarować drugiemu człowiekowi.

A oto właśnie Olivier. Urodził się z wagą 3,650kg, mierzy 57cm i jest przeuroczy. Tak właśnie wykluł się nasz smoczek i podbił moje serce. Ma już tydzień i nasz dzień wygląda przeważnie tak, że wstajemy o 6... i jemy, śpimy, jemy, śpimy, zmiana pieluszki [...], kąpiel, koło 22 jemy, śpimy, dwie pobudki w nocy, zmiana pieluszki.. i tak do 6 :). Póki co uczymy się siebie nawzajem. Codziennie wyczekujemy czegoś nowego. A to uśmiech przez sen, a to czkawka..




4 komentarze:

  1. Kajo ! Twoj blog mi sie ogromnie podoba .... napisz jeszcze ! Cudowne !!! Fakt ze Olivier juz ma tydzien !!! Jak czas leczy !!!! Dobrze ze sie odalemy od twojich bol .... i zostanie tylko cuda !!! Olivier !!! z V prosze bardzo i nie W..... buziolki Ciociu Marenko

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się wzruszyłam w momencie kiedy przeczytałam, że położyli ci go na brzuchu... Co to będzie przy moim, nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne przeżycie :) I już jesteście w trójeczkę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest przeuroczy :) i ten smoczek zakrywający pół twarzy :D już się nie mogę doczekać swojego synka, po tym jak przeczytałam ten post, o tym, jak położyli Ci Oliwiera na brzuchu. To musi być niesamowite przeżycie :)

    OdpowiedzUsuń